I znowu wczesne budzenie o godz.2,45.Kawa i herbata od godz. 3,15. Czeka nas przejazd do Hurghady. Jedziemy drogą wzdłuż Zatoki Sueskiej. Po prawej stronie widzimy Pustynię Arabską a na horyzoncie góry i wyżyny pustynne oraz radary skierowane w stronę Izraela. Przeżywamy wspaniały wschód słońca. Pojawiają się piękne, białe wiatraki, wytwarzające prąd, podobno sfinansowane przez Unię Europejską.Jest ich dużo i stanowią niecodzienny widok. Pokrywają 1/3 zapotrzebowania na energię elektryczną.Po lewej stronie drogi widać wody zatoki i platformy wiertnicze pompujące ropę naftową.
Jedziemy do zespołu hotelowego Magawish. Obiekt piękny i wspaniały o zabudowie hotelowej w postaci bungalowów.Morze szmaragdowe, wiatr, surfing, w powietrzu widać kolorowe spadochrony, słońce i straszny upał, duży basen kąpielowy, kolorowe kwiatowe krzewy, palmy, akacje z ogromnymi strąkami ale kwitnące dużymi, kolorowymi kwiatami, wszystko jest jak z bajki, raj na ziemi.
Czekamy na transport na lotnisko do godz. 15,00 z możliwością korzystania z wszystkich w/w atrakcji. Wylot o godz. 17,00.
Spędzamy denerwujące chwile przed odlotem, wypełniając druczki, stojąc w kolejkach do bramek, ważenia bagażu, sprawdzania paszportów i bagażu podręcznego. Nie można mieć przy sobie pilników, nożyczek oraz nie wolno wywozić pod surową karą koralowców z raf podwodnych, skór krokodyli, muszli.
Wyjątkowo żle znoszę wznoszenie się na wysokość 10.000 metrów, prawie pęka mi bębenek w uchu, pomimo różnych zabiegów przełykania śliny itp. a serce dziwnie pracuje. Moment lądowania jest także nieprzyjemny.
Poznań wita nas deszczem i zimnem. I tak się kończy moja wielka podróż.
Zobaczyłam prawie wszystko a dobry przewodnik, objaśniający wszystkie zabytki jest bezcenny. Dzięki temu faktowi dużo zobaczyłam i się nauczyłam.Odtąd czytane lektury na temat Egiptu będą kojarzyć się z obejrzanymi widokami i zabytkami.